Przedstawiamy rozmowę z Łukaszem Pławeckim, który dwudziestego czwartego lutego stanie do walki życia, ponieważ będzie walczył dla największej federacji na świecie, jaką jest Glory. Na 38 edycji w Chicago zmierzy się z Niclasem Larsenem.
Jest to oczywiście zasługa wydarzeń z zeszłego roku, Łukasz nie dość, że miał bardzo szybkie tempo startów, to były one w większości wygranymi w topowych federacjach na świecie. Przypomnijmy, Pławecki w swoim dorobku ma już walki w takich federacjach jak Kunlun Fight czy King Of Kings.
– Cześć Łukasz. Powiedz na początek jak samopoczucie przed kolejną walką?
Łukasz Pławecki: Witam serdecznie wszystkich czytelników. Czuję się dobrze choć nie ukrywam, że jest to jedna z niewielu walk, na które czekam niecierpliwie. Jestem przyzwyczajony do walki na dużych galach, więc nie stresuje się tym, że to Glory. Można powiedzieć, że bardziej motywuje mnie to, tym bardziej, że jesteśmy z Pawłem jedynymi Polakami, którzy tam będą walczyć.
– Jak doszło do podpisania kontraktu z Glory?
ŁP: O walce wiedziałem kilka tygodni wcześniej, niż było to podane do oficjalnej wiadomości. Nie mogłem ogłaszać tego z powodu oczekiwania na wizę. Gdyby coś poszło nie tak z formalnościami musiałbym udawać, że nie było tematu. A tak jestem gotowy do wyjazdu. Pomysł na to, by zawalczyć dla Glory, pojawił się jeszcze w zeszłym roku, kiedy trenowałem wspólnie z Pawłem Jędrzejczykiem. Pod koniec roku byłem w niesamowitym gazie, czułem że zasługuję na taką szansę i zacząłem robić wszystko, by do tego doszło. Postanowiłem sobie, że rok zacznę od walki na Kunlun lub na Glory. Bardzo duża w tym wszystkim zasługa Łukasza Banacha, który jest z człowiekiem Glory w Chicago. Plan, realizacja, skupienie się na celu i dzięki temu jestem tu, gdzie jestem. Aby Glory zaakceptowało moją kandydaturę, musiałem uporządkować sprawy wizerunkowe jako zawodnika: Wikipedia, odpowiednio prowadzona strona na fb, profil zawodnika, wszystko po ang. Mam nadzieję, że ludzie zrozumieją, że ani w moim, ani w Pawła przypadku, nie było mowy o „szczęśliwym trafie”, a w przypadku Pawła, „weźmy go bo ma dobre nazwisko na USA”. O aspektach sportowych nie wspominam, bo to chyba oczywiste. Gdybym miał jakiekolwiek wątpliwości, że jestem gotowy na walkę dla Glory, nie próbowałbym.
– Kontrakt jest on tylko na jedną walkę?
ŁP: Tak, kontrakt dotyczy tej konkretnej walki. Ale nie mam zamiaru poprzestać na jednej. Jestem trochę jak akwizytor: „wpuśćcie mnie tylko, a ja już sobie poradzę…”. Chcę dać dobrą walkę, którą zapracuję sobie na kolejny występ. Glory umocniło swoją pozycje w USA, ale w 2017 roku zapowiadało kilka gal w Europie. Może zorganizują coś znów w pobliskich Niemczech? Jestem pewien, że kilka busów kibiców pojechałoby na moją walkę np. do Berlina. Ale teraz Chicago, na tym się skupiam.
– Można powiedzieć, że to wielkie spełnienie marzeń?
ŁP: Tak jak mówiłem wcześniej – to jest zrealizowany plan. A że marzenie… Oczywiście, że tak. To liga mistrzów kickboxingu! Każdy chce tam być. Ja nie należę do wyjątków w tej kwestii.
– Jak wyglądają przygotowania do najbliższego starcia?
ŁP: Trenuję w swoim klubie HALNY w Nowym Sączu, według obciążeń rozpisanych mi przez mojego fizjoterapeutę Łukasza Totę z Krakowa. Co kilka tygodni jeżdżę też na Słowację do Martina Belaka, u którego zostaję kilka dni i trenuję z jego zawodnikami. Jestem na tym etapie kariery, że mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że jestem świadomy swojej formy. Współpracuje z Łukaszem Totą już wiele lat i on doskonale umie zaplanować moje treningi, a ja sam jestem też sumienny w tym co robię. Jak mam zrobić interwały na maksymalnym przyśpieszeniu, to to zawsze jest maksymalne przyśpieszenie.
– Twoim przeciwnikiem będzie Niclas Larsen. Co wiesz na jego temat?
ŁP: Wiem, że jest wyższy ode mnie. Jak każdy w mojej wadze. Niklas ma dwie walki w Glory i rekord 1-1. A więc jest bardziej doświadczony. Oglądałem dwie, trzy jego walki aby sprawdzić jak ogólnie się porusza w ringu. Nie nastawiam się na robienie treningu pod danego zawodnika, bo tego wszystkiego co umiem, uczę się od kilkunastu lat i nie zmienię niczego w kilka tygodni przed walką. Zawodnicy na siłę próbują i przez to plączą im się nogi w ringu. Nie zaprzątam sobie tym głowy. To mój narożnik musi wiedzieć, co przeciwnik robi w ringu i odpowiednio mnie nastawić, a także korygować to nastawienie w przerwach między rundami. Lubię jak każdy wykonuje swoją pracę doskonale. Ja się doskonale przygotuję, a mój narożnik doskonale przeanalizuje mojego rywala.
– Twój poprzedni rok należał do bardzo udanych, zgadasz się?
ŁP: To był zdecydowanie najlepszy rok w mojej karierze. Osiem walk, pięć zwycięstw i jeden remis. Walczyłem na Kunlun, KOK i Thai Boxe Mania, a także na MFC. Z dużych organizacji zostało mi tylko Glory i jeszcze przed sylwestrem wiedziałem, że będę dla nich walczył. Tak, to był bardzo dobry rok.
– Czujesz się gotowy mentalnie, jak i psychicznie, na walkę w Glory?
ŁP: Gdybym się nie czuł gotowy to bym tam nie leciał. Teraz pozostaje tylko trzymać kciuki, by żadna kontuzja nie wyeliminowała mnie z tej walki. Jestem gotowy, pracowałem na to przez 10 lat. Choć w 2006r., kiedy zaczynałem walczyć zawodowo, nawet nie sięgałem tak daleko myślami i nie planowałem takich dużych walk.
– Jakie są twoje plany, cele na rok 2017?
ŁP: Na razie skupiam się na tym co w lutym. W kwietniu prawdopodobnie zrobimy niedużą galę na Nowym Sączu. Chciałbym w 2017 stoczyć najmniej 6 walk. Może pojawią się jakieś ciekawe propozycje ze świata. Mam raczej dobre kontakty z kilkoma poważnymi promotorami, więc liczę na takowe.
– Dziękuję za rozmowę. Jeżeli chcesz kogoś pozdrowić, lub podziękować to proszę bardzo.
ŁP: Dziękuję za wywiad. Pozdrawiam wszystkich sympatyków sportów walki, czytelników portalu i dobrych ludzi, którzy mnie wspierają. Moich sponsorów ISPL Medical, Nitus, Duet i Kran Serwis. Dzięki nim mogę skupić się na profesjonalnych przygotowaniach. Pamiętajcie, że walki będzie można obejrzeć na UFC Fight Pass, platformie którą pewnie wiele osób posiada, ze względu na MMA. Ze sportowym pozdrowieniem!
Rozmawiał Arkadiusz Hnida