Zdecydowanie wygrana walka podczas gali Celtic Gladiator 15 w Nowym Sączu. Zmiana przeciwnika, zbijanie wagi i dobra taktyka na walkę. Łukasz Pławecki Celtic Gladiator 15 w Nowym Sączu – zapraszam na moje podsumowanie:
Jak to się zaczęło?
Przygotowywałem się od sierpnia na galę HFO 4, miesiąc po niej był Celtic Gladiator. Plan był taki żeby zbudować solidną bazę pod formę na obie imprezy,ale w pierwszej kolejności musiałem się dobrze pokazac 23 września na na HFO.
Do 4 listopada zostało mi 5 tygodni, w tym jeden tydzień na pełną regeneracje i podleczenie obitych nóg z poprzedniej walki. Miałem miesiąc na doszlifowanie formy.
Bez zbudowanej ogólnej kondycji, wytrzymałości i dużej ilości sparingów wcześniej we wakacje, nie byłbym w dobrej dyspozycji na gali Celtic Gladiator.
Dzięki konsultacji z fizjologiem i dobrym, sportowym prowadzeniu się, zbudowałem solidną formę i czułem się nawet lepiej niż miesiąc wcześniej na gali HFO. Byłem gotowy na pełne 5 rund i takie przewalczyłem bez żadnych problemów. Plawecki znów w formie! 😉
Zmiana przeciwnika
Mówią, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, myślę że w moim przypadku sprawdziło się to na gali Celtic Gladiator. Planowanym przeciwnikiem miał być 21-sto letni Włoch z rekordem 12-1-0. Nie wiele o nim wiedziałem, nie było nawet żadnego filmu na YouTube z udziałem tego zawodnika. Oczywiście propozycje przyjąłem i wiedziałem tylko, że jest wyższy 13 cm ode mnie.
5 dni przed galą włoski promotor poinformował, że mój przeciwnik nie przyleci z powodu kontuzji. Zapewnił, że ma zastępstwo w postaci doświadczonego zawodnika z Muay Thai. Dostałem jego profil, oglądnąłem walki, wyciągnąłem wniosek, że będzie dążyć do walki w klinczu i zacząłem się na to nastawiać.
Nie minął dzień i włoski promotor znów napisał, że jego zawodnik nie przyleci. Zaczęliśmy szukać zastępstwa na własną rękę. Na szczęście w formie i gotowości okazał się Tomas Drabik ze Słowacji. Przyjął walkę ze mną dosłownie 4 dni przed galą – wielki szacunek dla niego!
Tomas to twardy i doświadczony zawodnik, ponad 50 walk zawodowych na koncie. Większość w Muay Thai. Miałem już przyjemność skrzyżować z nim rękawice podczas pokazowej i nie rankingowej walki na Słowacji. Moim zdaniem i zdaniem ekspertów był on mocniejszym przeciwnikiem niż planowany młody Włoch.
Media trening
Dwa dni przed galą w klubie HALNY (którego jestem właścicielem) odbył się trening medialny zawodników gali Celtic Gladiator. Przy okazji tego wydarzenia został nakręcony ze mną dłuższy wywiad i materiał promocyjny.
Sam trening przebiegł w miłej atmosferze, w śród publiczności było wielu przyjaciół z klubu co pozwalało mi się trochę poczuć swobodniej. Pokazałem kilka mocny akcentów na tarczach, walkę z cieniem i techniczne triki, które są moją specjalnością. Całość był transmitowana na żywo przez nasze kanały na Facebooku.
Oddźwięk był bardzo dobry, napewno taki media trening wypłyną pozytywnie na frekwencję podczas wydarzenia.
Oficjalne ważenie
Ceremonia ważenia odbyła się na hali gdzie miała być gala tj. MOSiR w Nowym Sączu. Znałem doskonale to miejsce, kiedyś nawet tam trenowałem. Walka u siebie w mieście daje m.in przewagę psychiczną, przez „swoje” miejsca i ludzi wokół zawodnik czuje się lepiej.
Mając walkę walkę wieczoru, która jest zawsze na końcu, musiałem również poczekać na wszystkich podczas ważenia. Ale oczekiwanie na wagę nie było takim problemem, jak wypatrywanie mojego rywala, którego nie było. Drabik nie przyjeżdżał. Zmieniony przeciwnik nie pojawiał się co sugerowało, że może nie stawić się w ogóle. Czarne myśli przeszły mi przez głowę, ale i tak nie miałem wyjścia, musiałem grzecznie czekać.
Wszedłem na wagę a jego nie było. Organizator popatrzył na mnie wymownie, obaj wiedzieliśmy że to nie moja, ani jego wina. Moja walka była pod znakiem zapytania. Na szczęście 5 minut później Tomas Drabik wszedł na salę jakby nigdy nic. Powiedział że „po prostu się spóźnił”. Większość osób nie wyszła jeszcze, więc powtórzyliśmy ważenie. Obaj mieliśmy wyznaczony limit 72.500 kg. Dopiero wtedy było pewne, że następnego dnia czeka mnie walka.
Day of the fight
Po ważeniu dzień wcześniej byłem już innym człowiekiem. Przede wszystkim naładowanym energią, którą pozyskałem z jedzenia. Przy zbijaniu ponad 10 kg ciężko czuć się dobrze. W dniu walki byłem już sobą. Mocno zmotywowany i gotowy do działania. Pozostało tylko czekać. Od rana nastawiałem się na wojnę, która miała się wydarzyć za kilkanaście godzin.
Wszystkie posiłki jadłem zgodnie z rozpiską, w żargonie sportowców nazywa się to „ładowaniem glikogenu mięśniowego”. Moja żona dużo mi pomogła, zawsze mi pomaga w przygotowaniach do walki, ale rzadko się zdarza żeby była koło mnie w dniu walki. Tym razem mogła mnie wspierać do samego wyjazdu na halę.
Walkę miałem mięć około 23 .00 a gala zaczynała się o 18.00 więc nie było sensu jechać na samo otwarcie. Zostałem sam w domu i czekałem. Słuchanie muzyki mnie odpowiednio nastawiało i poprawiało samopoczucie. Jednak siedzenie i patrzenie w ścianę kilka godzin nie jest czymś przyjemnym, więc pojechałem na halę z myślą, że pomogę moim zawodnikom przygotować się do walki.
Szatnia to magiczne miejsce
To specyficzne miejsce. Tutaj ludzie cieszą się po wygranej i siedzą w milczeniu po przegranej walce. Jedni się rozgrzewają inni idą pod prysznic bo już zeszli z ringu. W mojej szatni byli moi zawodnicy z klubu w którym jestem trenerem.
Kilku z nich miało trudne walki przed sobą. Starałem się pomóc najlepiej jak umiałem, czasem zapominając, że sam mam walkę za niedługo. Podpowiedzi taktyczne to podstawa w relacji trener-zawodnika na kilkanaście minut przed walką, poza tym zmotywowanie każdego i kilka słów po walce jest równie ważne.
Kiedy przyszedł moment mojej rozgrzewki cieszyłem się że to już. Mój trener techniczny – Martin Belak dał mi wymagającą tarcze, czyli wymuszał na mnie mocne i szybkie ciosy. Po tym wiedziałem że jest dobra forma i jestem odpowiednio przygotowany.
Przebieg walki – mądra taktyka
Kiedy wszedłem do ringu czułem się pewnie ale miałem w głowie taktykę walki. Chciałem zmęczyć rywala uderzeniami na korpus i tempem walki. Dużo ciosów unikałem bo wiedziałem, że takie bicie w powietrze odbiera sił. W każdej rundzie miałem pewną przewagę. Nie było nerwów. W narożniku między rundami, dostawałem kilka podpowiedzi im spokojnie odpoczywałem. Czasem jest tam nerwowo ale tym razem było widać moją dużą przewagę i pomniejszające się siły przeciwnika.
Pod koniec ostatniej rundy Tomas Drabik leżał na deskach po mocnym prawym sierpowym, który jest moim firmowym ciosem. W zasadzie starałem się go nie uderzać przez większość czasu i dzięki temu był on skuteczny. To celne uderzenie po którym przeciwnik padł było wisienką na torcie tego pojedynku.
Wygrana i świętowanie
Po pięciu rundach sędziowie nie mieli wątpliwości o wyniku (50:44, 50:44, 50:45), knockdown w ostatniej rundzie był „kropką nad i” do werdyktu tego pojedynku.
Pas mistrzowski organizacji Celtic Gladiator spoczął na moich biodrach. Mogłem zacząć świętować z rodziną i przyjaciółmi. Dałem kilka wywiadów do telewizji i radia, poczekałem na sesję zdjęciową dla fotoreporterów i kibiców, po czym udaliśmy się do Hotelu Ibis gdzie moi bliscy przygotowali kolację i imprezę. „Nie opijanie sukcesów przynosi pecha” – nie mogłem na to pozwolić 😉
Co po Celtic Gladiator?
16 grudnia kolejna walka. Tym razem organizacja MFC chce mnie zobaczyć w swoim ringu. Będzie to walka o ich pas mistrzowski. Stoję przed szansą zdobycia 3 pasów w ciągu 3 miesięcy!
Gala Celtic Gladiator była dla mnie szczęśliwa. Wygrałem walkę, stałem się ich mistrzem. Moi zawodnicy w większości wygrali. Pokazałem mądry kickboxing przed swoją publicznością. Po raz drugi stałem się na moment bohaterem dla tych ludzi.